Rozprawka o ćmach

Właściwie, ten wpis to rozważanie które można swobodnie odnieść nie tylko do klimatycznych związków (układów) ale też do tych ogólnie przyjętych za normalne, tyle, że po naszej stronie widać to wszystko, mocniej, jaskrawiej. Wpis o kobiecej uległości a właściwie o tym jak brniemy do płomieni jak ćmy, bez względu na konsekwencję.

A przypalone skrzydełka zdarzają się zbyt często.
Oczywiście z racji płci, nie wiem jak to jest u uległych rodzaju drugiego ale często obserwuję jak uległa na własną prośbę  właściwie, parzy się coraz bardzie i bardziej, wmawiając sobie, że widzi w Panu coś czego wcale nie ma po drugiej stronie.
Jeśli dołożyć do tego dominującego, który potrafi manipulować su dla swoich celów i korzyści, mając za nic jej odczucia i psychikę..to taka niczego nieświadoma ofiara... ech... potem tygodniami trwa składanie i sklejanie na nowo, żeby stanąć na nogi oczywiście jeśli w ogóle to się jej udaje tak do końca.
Dużo takich przypadków widziałam.. coś tam przeżyłam w tym innym bezbarwnym świecie, więc rozumiem jak silna, jak bardzo spotęgowana może być potrzeba akceptacji u uległej strony.
Rozumiem jak to jest żyć nadzieją i odwlekać w nieskończoność decyzję (nie nawiązuję do teraźniejszości z tym rozumieniem tylko do decyzji o rozwodzie z ojcem mojego syna - to tak dla jasności ;) ), decyzję, która powinna być podjęta dużo wcześniej. Jedynej słusznej. Ile to kosztuje walki i rozwiewania miraży, żeby w odważyć się powiedzieć "nie".
Oki. Ale miało być o uległych w toksycznych związkach.
Brak zastanowienia, spojrzenia w siebie to coś co jest bardzo częste.
Przecież bycie uległą swojego Pana wbrew pozorom oznacza, że mamy siłę, siłę na zaufanie, siłę na służbę,  a ona chowa się dopiero gdzieś w środku nas kiedy nastaje "czas Pana".
Dla Pana uległa, gotowa na dużo.
Dla obcych silna i dumna  a wobec dominującego jak niemowlę-goła, bezbronna , tworzona lepiona jego rękoma, jego czynami i zachowaniem również.
I wszystko jest w porządku jeśli Domin jest mądrym facetem.
Jeśli potrafi poprowadzić, potrafi spełniać swoje i uległej (tak, tak , to miałam na myśli)fantazje. Jeśli umie udźwignąć odpowiedzialność, która z czasem jest coraz większa i być zawsze dla su opoką.
Jeśli nawet wtedy, kiedy kończy się związek jest opiekunem i mentorem uległej dokąd ona nie pozbiera się i nie stanie mocno na nogi.
Ale jeśli trafia się na egoistę niedorosłego emocjonalnie , nie umiejącego zapewnić choć podstawy psychicznej równowagi swojej su..... ech..
W tym momencie, jasne dla innych przekazy o niekompetencji pana dla uległej nie chcą być takimi.
Dokonuje głupich i coraz głupszych wyborów, bo widzi to co chciałaby zobaczyć a nie rzeczywistość.
Doskonale umie sobie wmówić, że dobre jest dla niej to co robi (albo czego nie robi) pan.
Strach przed kolejną samotnością i dezorientacja tworzy gęstą zasłonę na oczach.
Potrzeba akceptacji popycha do kroków, które są już właściwie łamaniem własnej psychiki.krzywdzeniem siebie i pozbywaniu się szacunku do własnej osoby.
To jest krzywdzenie samej siebie i nikt nie przemówi do rozsądku bo bariera ochronna uległej, powstrzymująca przed autodestrukcją jest zwinięta i  zewnętrzne"głosy rozsądku" nie docierają do celu.
Czasami warto się zatrzymać na chwilę.
Pomyśleć.
Przeanalizować.
Nie mylić desperacji i strachu przed samotnością z miłością czy potrzebą służenia.
Panowie czasami urastają w naszych oczach do form wielce wyolbrzymionych ideałów.
Fakt. Trudno jest z dystansu patrzeć dokąd się tkwi w związku, kiedy nie tylko ciało ale i głowa jest we władaniu Doma..
Ale jeśli będąc sama, uległa płacze przez swojego pana, kiedy nie czuje się szanowaną, kiedy, mimo że długo nie umie nazwać po imieniu, tego co się dzieje ale najzwyczajniej w świecie cierpi, to sygnał, że powinna zacząć się zastanawiać nad tym w czym tkwi.
I oczywiście kolejne spotkanie z dominującym, znowu obudzi nadzieję i namiastkę radości, zakopie na chwilkę ból ale uczucie nieszczęśliwości wraca po tej chwili i płacz nie taki z tęsknoty to wtedy nadchodzi ten czas.
Czas na to aby wiatraki mieliły powietrze swoimi skrzydłami, dumnie stojąc na ziemi a samemu trzeba opuścić kopię i przyznać do porażki.
Zastanowić. Wypłakać jezioro łez ale powiedzieć stop.
Bo to jest szacunek do samej siebie a on widocznie jeszcze nie był tym jedynym "pasującym" Panem...
Pana czas dopiero nastanie!
Pozwolić trzeba tylko aby życie pisało własny scenariusz .
A przecież napisze go w tym lepszym wydaniu im mocniej pomożemy w tym.
Dziewczyny.
Uległa to nie ofiara!!
Jesteśmy silne bardziej niż reszta kobiet.
Tylko pozwólmy aby właściwy ktoś umiał to docenić w nas.
Jesteśmy wszystkie tego warte

No to się nagadałam :D



4 komentarze:

  1. Pięknie napisane :)

    OdpowiedzUsuń
  2. temat rzeka Ananka. i ładnie to wszystko spięłaś w całość.
    A ja dodam od siebie, że gdyby tak poddać rozważaniu ogólne związki relacyjne to zapewne gdzieś ok 10 % jest prawidłowością taką, jak powinno być, a reszta to patologia. Ruchacze, domisie, władcy i pseudo właściciele. Tu nie ma różnicy, czy bdsm czy życie, jeśli chodzi o szacunek i faktyczną opiekę zarówno ze strony dominującej, jak i uległej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą Saro w stu procentach. Bałam się nakręcić wchodząc głębiej w temat ;)

      Usuń

Minął już rok.....

 Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….