Wspominienie - pierwsze spotkanie

Pan kazał leżeć i się nie przemęczać po wczorajszym osłabieniu spowodowanym zbyt długim marszem w słońcu. Ja grzecznie słucham jak na posłuszną uległą przystało :)
Naszło mnie dziś na wspomnienia.
To już minął rok od pierwszego realnego spotkania z Panem.

Dziś uśmiecham się na myśl o tym pierwszym, kiedy wyjeżdżaliśmy na trzy dni, bez sprecyzowanych oczekiwań. Może źle się wyraziłam. Oczekiwania były ale potrzebna była ich weryfikacja.
Rozmawialiśmy wcześniej długo, pisząc i przez telefon..
Ustalone było jedno najważniejsze. Mogłam powiedzieć, że nie chcę Go za Pana.
Jeśli nie będę chciała, to spędzamy czas jak dobrzy znajomi, śmiejąc się i przekomarzając..

Umówiliśmy się na parkingu  (tak wiedziałam z kim jadę i był ktoś kto wiedział z kim i gdzie). Nie powiem, że nie zwolniłam niepewnie, widząc auto z obcą rejestracją.. tak jak by na chwilę opuściła mnie cała odwaga ale już powiedziałam "a" to głupio by było uciekać.
Siedział na murku za autkiem zmęczony drogą, jeszcze się mnie nie spodziewał (byłam w ciągu kilku minut od telefonu, że podjeżdża), wiadomo zdjęcia nie pokazują do końca człowieka.
Podniósł się, przywitał, zapytał czy jedziemy... No tak. Jedziemy. Wsadził torbę do bagażnika, otworzył drzwiczki z mojej strony (uwielbiam tego typu mężczyzn), poczekał aż usiądę, tu też nie krótszą drogą tylko z tyłu samochodu przeszedł na swoją stronę..
To było tak pozytywne zaskoczenie, pierwsze, że nie chciał się odświeżyć po kilkunastogodzinnej drodze u mnie, zostawiając mój azyl tylko dla mnie, drugie zachowania, które tak bardzo cenię u mężczyzny.
Po drodze miałam burzę w głowie..
Wiedziałam już po kilku kilometrach, że chcę choć jeszcze się przekomarzałam troszeczkę nie mówiąc Mu o tym.
Powiadomił mnie, że jeśli się zdecyduję to muszę uklęknąć, poprosić o to by chciał mnie, poprosić o obrożę...
I może to głupie ale nie bałam się tak bardzo, tego co po, tego, że zmieni się moje życie ale bałam się tego czy umiem na kolanach poprosić... To była największa abstrakcja :)
Pokój tak jak obiecał z dwoma łóżkami więc wszystko była jak mówił wcześniej.
Rany..jak ja mam sobie poradzić z klękaniem, proszeniem.
Burza w głowie , przecież to facet, obcy... , nie głupia to nie tak, zaufałaś już dużo, to nie "jakiś tam".. chcę tego..
Nie ułatwiał mi tego zadania ani nie utrudniał. To miała być moja świadoma decyzja...
Była.
Klękając czułam, że się zaczerwieniłam ale co dalej. Pustka w głowie jakich użyć słów, w jaki sposób..
To nie była długa prośba, nie była płynna, zacinałam się co chwilę szukając słów..
Kazał pochylić głowę, sięgnął gdzieś ręką i za chwilę już zapinał obrożę...
jejciu... za każdym razem jest tak sama z tą różnicą tylko, że teraz bardziej świadome są te odczucia..
To były też ciepłe majowe dni..
Usłyszałam:
P: czy suka pamięta, ze ubranie to przywilej Pana
J: tak
P: pełnym zdaniem su
J: Tak, Panie. Pamiętam...

Czy cofnę się również do tych intymniejszych wspomnień-jeszcze nie wiem. Na pewno nie dziś.

Na początku dużo samokontroli wymagało ode mnie pamiętanie o używanie słów, które oddają szacunek Panu.. I nie dlatego, że nie szanowałam ale dlatego, że oczywiste dla mnie było, że szanuję ...
Jednym słowem...
19 maja zeszłego roku już świadomie weszłam do świata mojego Pana .
Różnie już było między nami, wciąż uczymy się siebie.. wciąż poznajemy swoje reakcje .
Tak dokładnie miałam na myśli liczbę mnogą. My.
Bo choćby służenie, dawanie Panu rozkoszy, też dopiero robi się bardziej "smaczne" jak już się zna i rozumie mowę ciała, jaki dotyk Pan lubi, jaką siłę.. to też trwa, to wymaga czasu.
Oczywiście od początku uległa służy i wykonuje każde polecenie ale każdy mężczyzna przecież wyczuje co jest "dawane" z obowiązku, a co dlatego że su należy całą sobą i sprawia jej radość "dawanie".
Rok... Sama nie wiem kiedy minął..

i stał się ten świat, też moim światem.......

2 komentarze:

Minął już rok.....

 Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….