ryzyko poznawania

Od kilku dni próbuję ogarnąć notatki z notesu, żeby przelać je tutaj w całości.
Jakiś czas temu na naszym czacie, była rozmowa dotycząca poznawania nowych klimatycznych osób w sieci, czy też w realu.

O ryzyku z tym związanym.
Nie wiem czemu ale do tego momentu nie zastanawiałam się nad tym, że strona dominująca też sporo ryzykuje przy poznaniu nowej uległej.
Też nie wie kim okaże się uległa, czy jest tą za którą się podaje.
Czasami słyszę, że rzekoma okazuje się trans, lub najzwyczajniej w świecie mężczyzną.
Sama miewam problemy z wymianą numerów telefonów od razu, uważam że to kolejny etap rozmowy (choć zawsze zdarzy się jakiś wyjątek).
Ale przecież tak, jak ja mogę się obawiać później niechcianych telefonów (oki można zablokować ale to nie zawsze bywa rozwiązaniem), tak samo tego może obawiać się dominujący.
Myślę, że nie brałam nigdy pod uwagę odwrotnej sytuacji kiedy to druga ta strona obawia się nękania ze strony niezrównoważonej niby uległej.
Patrzyłam ze swojego punktu widzenia i tego jak sama postępuję.
Ale przecież dominujący też bywają w związkach już, na stanowiskach, są medialnymi osobami kiedy mają prawo się obawiać osoby jeszcze do końca nie poznanej.
Nie wiem czy słusznie ale też uważam, że panowie, którzy nie mają cierpliwości do rozmowy pisanej na początku, najzwyczajniej w świecie mogą się okazać mężczyznami bez tego czegoś, co określa, co pokazuje, że właśnie ten mężczyzna dominację ma we krwi.
No bo jak ?
Nie ma czasu na rozmowę to gdzie pewność, że będzie miał czas na poznanie, zrozumienie dostosowanie swoich metod np. "wychowawczych" do osoby a nie szablonu czy wyobrażenia o niej.
Jeśli nie chce poznać to właściwie sam dostaje (jeśli rzeczona ona się zdecyduje z nim iść dalej), namiastkę tego co może dostać od w pełni oddanej, zapatrzonej w niego uległej.
Chwilowa fascynacja drugą osobą nie przekuje się w jakość w żaden sposób.

Ale tu tak jak może mogę zrozumieć faceta, który czasami chce złapać tylko naiwną niewiastę, często młódkę i spełnić fantazję do których nie miał by jaj ,żeby o nich powiedzieć i zrealizować, z kobietą świadomą siebie (przepraszam jeśli urażam kogoś i proszę przeczytaj raz jeszcze-nie obrażam tylko dzielę się spostrzeżeniami) o tyle nie bardzo rozumiem płeć słabszą.
A już na pewno nie, jeśli podpisują umowę w której zgadzają się na dużo, nie znając właściwie faceta po drugiej stronie bata.

Trochę (no dobrze nie trochę) dziwi mnie też chęć spotkań takich z marszu.
Kilka godzin pisania, telefon, kawa albo może już nawet bez a potem oddawanie się "domisiowi".
To tak jak by włączyć program z przyciskiem. "samozniszczenie", i czekać czy druga strona wykorzysta w pełni ten program.
Jeśli trafi takowa "tylko" na napalonego faceta i zarobi przy okazji służenia za żywą lalkę z dziurkami, kilka klapsów- jest w miarę ok. Tego chciała. To ją kręci..
Ale czasami przy tym potrafi ucierpieć psychika a to potem jest długi etap wychodzenia na prostą.
I pewnie, że czasami to "tylko" naiwność i łatwowierność jest motorem działania ale i tak taka beztroska potrafi być przez los okrutnie ukarana.
I nie. Nigdy nie byłam święta.
Nie raz stawałam naprzeciw objawów naiwności.
I wiem, nie uchronię nikogo, kto sam o siebie nie chce zadbać.
Ale warto się zastanowić nad typem relacji w jaką chcemy wejść.
Czy pośpiech nie oznacza bylejakości a czasami tylko zaliczenia numerka z inną oprawą.
No chyba, że ktoś nie chce posmakować, tego co może dać związek Dominującego z uległą..
Wtedy te słowa nic dla tego kogoś nic nie będą znaczyć.
Ale.
Szanujmy swoją prywatność na początku drogi..
Szanujmy siebie ...



3 komentarze:

  1. fakt, dominujący często bywają na straconej pozycji, jeśli sprawa ociera się o instytucje związane z prawem. Często to kobieta, choć z jej winy, nagle robi z siebie ofiarę. dlatego tak naprawdę obie strony muszą sobie zaufać w takiej elementarnej sprawie.
    co do szybkości wchodzenia w nowe relacje - podziwiam prostotę tegoż. ale z drugiej strony jak już się zaczęło, zasmakowało - to apetyt rośnie w miarę jedzenia. byleby się nie zachłysnąć zbyt dużym kawałkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mądre słowa...dziś sama mierzylam się z konsekwencjami swojej naiwności kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazwyczaj mówiąc o tego typu ryzyku, skupiamy się głównie na ryzyku dla uległych, bo myślę, że mimo wszystko strona uległa znacznie częściej jest tą krzywdzoną niż krzywdzącą. Ale prawda jest taka, że każdy medal ma dwie strony. Dominujący również może mieć sporo do stracenia i sporo ryzykuje. Znam historię mężczyzny (co prawda tylko z drugiej ręki), którego uległa oskarżyła o gwałt i ciężkie pobicie... Nie pamiętam już powodu. W każdym razie był dość błahy. Zdaje się, że z jakichś obiektywnych powodów chciał zakończyć relację. Coś w tym stylu. Ona niestety nie potrafiła się z tym pogodzić. Postanowiła więc się zemścić i go "urządzić". Facet miał dość konkretnie nadszarpniętą reputację tak w swoim środowisku życiowym jak i klimatycznym bo sprawa się rozniosła z tego co wiem. Walczył on o odzyskanie dobrego imienia przez kilka lat. Z tego co wiem, udało się. Ale to trwało. Szczegółów nie znam, bo znam tę historię jedynie z opowieści... A miała miejsce ponoć kilka ładnych lat temu, kiedy klimat nie był jeszcze tak szeroko znany i "modny" jak teraz. Niemniej od momentu, kiedy znajoma mi ją opowiedziała, zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na ryzyko dominującego w takiej relacji. Wcześniej wydawało mi się, że tylko uległa ryzykuje...

    OdpowiedzUsuń

Minął już rok.....

 Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….