Uciekanie w nałóg to nie
ucieczka przed czymś przykrym?
Nie zawsze
Bo czy dzieciaki zaczynające
palić papierosy uciekają przed czymś?
Czy to może bardziej chęć
przynależności do grupy?
Albo ciekawość.
Albo pęd ku upragnionej
dorosłości.
Czy sięgając po alkohol ucieka
się zawsze przed problemem?
W całym swoim życiu nie zdążył
mi się taki powód.
Raczej zabawa, przyjemnie spędzony czas z innymi i nie ważne, że
prawie zawsze konsekwencje następnego dnia albo jeszcze wcześniej i nie zawsze
przyjazne..
Czy narkotyki to zawsze
ucieczka przed problemem?
Większość mi znanych osób,
zaczynała przez ciekawość, bo piękniej, bo inaczej.. i mało kto się
uzależnił.
Uzależnienie od gimnastyki,
słodyczy, adrenaliny, internetu, telewizji...
Od wszystkiego się możemy
uzależnić, ale nie wszystko powoduje ii jest chorobą.
Często na takie uzależnienia
pomaga odwyk, silne postanowienie czy zmiana otoczenia...
Czasami tylko uświadomienie
sobie, że coś pochłania za dużo czasu, pieniędzy czy naszej uwagi.
Ale nie zgodzę się z tym, że
każdy z nas jest silny.
I że każdy potrafi życie
przeżyć zgodnie z własnymi przekonaniami...
Zbyt dużo w życiu widziałam
zrezygnowania, niewiary w siebie, życia dla innych z pomijaniem własnych
podstawowych potrzeb.
Faktem jest, że przyglądając
się, słuchając, oglądając widać wśród nas bardzo dużo różnic.
Oczywiście mam na myśli stronę
uległości.
Dla jednych to zabawa i sposób
na dobry seks.
Dla drugich sposób na zmiany w
monotonnym życiu.
Dla części pierwszy partner i
niejako bez możliwości poznania wanilii, wciągnięcie w klimat bez prawa do
świadomego wyboru. Często przez długi czas takie osoby są zakochane potem
poddane zupełnie prowadzącemu, za ochłapy uczucia, za wyciągnięcie z bagna, za
iluzję tego, że ktoś się opiekuję, choć często okazuje się z czasem, że to
korzyść jednostronna była...
Oczywiście część, przeważająca
wchodzi w relację bardziej świadomie, choć wyobrażenia a raczej zarys
wyobrażenia o relacji z czasem potrafi jawić się zupełnie inaczej niż się
zakładało.
Czasami relacja wychodzi „przy
okazji”, kiedy jedna ze stron znała swoje preferencje, te dominujące a druga z
czasem daje się ufnie prowadzić i odkrywa uzależnienie jakie daje klimat.
I w tym się zgodzę.
Świadomie czy nie, obydwie
strony się uzależniają.
Przeżywają mocniej rozstania,
bo skoro było się czyimś skarbem, maleństwem czy su. Jeśli czekało się na
pochwałę, uzależniało się od poleceń, od różnego rodzaju prowadzenia oraz od
słuchania…
Kiedy Dominujący, słusznie czy
nie, jest przez uległe wynoszony na piedestał. Kiedy mało która zastanawia
się, że jej pan ma wady, mylić się potrafi czy najzwyczajniej nie dba w pełni o
swoja podopieczną.
Właściwie zawsze, (choć może prawie zawsze), uległa przestaje mieć
pełną decyzyjność (i nie mówię o sesjach, sypialni, kiedy to jest oczywiste),
więc w jakimś stopniu dominujący staje się niemalże powietrzem.
Zakończenie relacji jest czymś
na wzór katastrofy, zawalenia się świata...
Czucie się bezpańską… Tak,
to często dobre określenie.
Ciut łatwiej jest tym, które
żyją w podwójnych związkach.
One muszą wrócić do dzieci,
ojców tychże i udawać, że życie toczy się dalej, choć tak naprawdę runął świat
wokół…
Singielki… tu rzeczywiście,
jeśli mają znajomych wśród klimatycznych, mają choć z kim porozmawiać, skulić
się jak zranione zwierzątko i bycie zrozumianą...
Jeśli usłyszy opinie, to
szczere, wyrażające to co czują znajomi ... nawet jeśli ktoś nie zdając sobie z
tego sprawy, nieproszony oceni drugą stronę, to zrobi to znając ogólny zarys
zależności jaki mógł panować w związku... Dają czas na wylizanie ran.
Najgorsi są waniliowi znajomi,
którzy chcąc pomagać, nie znając zależności jaka panowała i specyfiki klimatu,
porównują byłego partnera do ogółu...
Szukanie za wszelką cenę
"zastępstwa"… może nie zawsze za wszelką, ale dla części klimat stał
się stylem życia, sposobem na nie.
I wcale nie przeszkadza temu
stylowi, że w życiu prywatnym, w pracy, w każdej dziedzinie, tej, kiedy
funkcjonuje się wśród ludzi, jesteśmy postrzegane jako silne, przebojowe
kobiety.
Brak tego czegoś, zależności,
oddania dominacji nad sobą w odpowiedzialne ręce, strasznie potrafi utrudnić życie.
Potrafi zabierać radość i jego sens...
Czegoś brakuje w odczuwalny
sposób.
Oczywiście można walczyć z tym
uczuciem, udawać, że wcale nie jest potrzebne do życia, że można waniliowo, że…
Część już mocno zdesperowana,
zagubiona, przestanie być ostrożna i da się złapać różnym pseudo, część wejdzie
w relacje, w które na spokojnie i na zimno by nie weszła …jednym słowem
„bezpańskość” nie sprzyja analizie i racjonalnemu myśleniu...
Potrzeba kogoś kto uzupełni tą
lukę, bywa zbyt silna.
Często do tego dochodzi młodość
i naiwność...
I w ten sposób można zaufać
kolejny raz osobie, która nie jest warta tego zaufania.
Uważna na swoim blogu wspomniała o grupie wsparcia
O naszym malutkim czacie, o tym czego do tej pory
nie zauważałam.
Bo jest to miejsce do rozmów na
każde tematy, dzielenia się radościami, smutkami,
Miejsce gdzie można wymienić
się doświadczeniami, porozmawiać o gotowaniu i prasowaniu..
I było od początku też miejscem
gdzie zbieranie siebie nawzajem do kupy, sklejanie od nowa, jeśli u kogoś coś
się posypało, jest czymś naturalnym i szczerym.
Tak.
Wspieramy się na nim, jeśli
wpadnie ktoś nowy, nie jest traktowany jako intruz, jeśli pamięta o podstawach
dobrego wychowania i szacunku do drugiego człowieka. A jeśli ma problem, może
liczyć na wsparcie (czasami gryzę tam i kopię, ale cóż.. rzadko się to zdarza 😉).
Rodzynki nasze, te stałe,
rodzaju męskiego, czasami jak gromadka za bardzo się rozbryka, potrafią trafnym
pytaniem czy stwierdzeniem, uspokoić troszkę, ale Ci Dominujący są Tymi przez
duże D, więc można z Nimi się droczyć, bo są świadomi swojej natury.
Właściwie to chciałam w kilku słowach podsumować wpis Uważnej…
Tak.
Zdążyłyśmy się zżyć troszkę na
tym czacie.
Tak. Stawiamy siebie nawzajem
do pionu.
Tak. Przytulić potrafimy być
grupą wsparcia dla klimatycznie „poturbowanych” niewiniątek.
I mimo, że nie zgadzam się z
Jej definicją uzależnienia, to zgadzam się w zupełności, że czat stał się bardzo szczególnym
miejscem :D
https://youtu.be/x-Yi762sQTo
To nie tak, że nie zgodziłaś się z moją definicją uzależnienia, bo ja takowej nie sformułowałam.
OdpowiedzUsuńTy skupiłaś się na uzależnieniu, mnie zastanowił mechanizm takowego w odniesieniu do relacji i nagłej potrzeby zapełnienia miejsca po dominującym, którego już nie ma.
Nie jest to pierwsze sięgnięcie po papierosa z ciekawości.
Nie jest to pierwsze wchodzenie w relację klimatyczną.
Jest to zapełnianie pustki, kiedy już uzależnienie od stanu „bycia w posiadaniu” (ciekawe sformułowanie swoją drogą) pcha nas w kolejne relacje. ��
Bo ta pustka robi się przepaścią przed którą uratować może tylko przynależność albo nawet czarną dziurą i pochłania po kawałku, a zatrzymać pochłanianie jest w stanie dopiero kolejna relacja.
UsuńI łapiesz za słowa :P :* z samego rana.
Trudno jest, jeśli już się doświadczyło takiej zależności, odnaleźć swoje miejsce na ziemi.
Na początku, nie chce się sparzyć, nie chce się cierpieć, upierać się, ze da się radę samej... ten stan może trwać długo. Może być po drodze "zamiennik" nieklimatyczny... ale i tak się zaczyna tęsknota coraz większa i często kończy się rozsądek, różowe okulary lądują na nosie i potrzeba przynależności, wypiera całą resztę.
To kwestia czasu. Odwyk przymusowy jest ale „bezpańskość” nie przestaje boleć.
Różni po drodze nieodpowiedni „masterzy” i Ci pseudodominujący potrafią zniechęcić na dłuższy czas. Zresztą i ci prawdziwi panowie, ale nie patrzący od początku, na dopasowanie upodobań i potrzeb, również powodują zamykanie się w skorupach.
Ale potrzeba zawsze wyłazi na wierzch i tu należy tylko mieć nadzieję, że nie będzie silniejsza ta potrzeba od całej reszty, żeby nie wpakować się w coś co zrani i spowoduje jeszcze mocniejsze cierpienie.
Mechanizm jest różny. Przewodnim jest potrzeba i pustka. Brak miejsca własnego i poczucia spełnienia