Moje przemyślenia po dzisiejszej porannej rozmowie ..
I od razu zaznaczę (tak na w razie co). Nie dotyczy wpis, nikogo konkretnego. Fet, fb, czaty, blogi, artykuły, zdjęcia - to były podwaliny.
Dzisiejsza rozmowa była tylko zapalnikiem.
Relacje, związki i inne twory klimatyczne.
I nie mam tu na myśli tych, gdzie liczą się tylko odczucia "tu i teraz" bez emocji i całej otoczki, która tworzy tą szczególną więź.
Mam na myśli coś, kiedy Pan staje się coraz bardziej niezbędnym do życia "elementem" (coś trwałego i stałego, stąd element układanki mi przyszedł do głowy)
Na początku często nie zdajemy sobie sprawy, że mamy różne oczekiwania i różne zrozumienie relacji.
Nie zawsze na początku też coś da się ubrać w słowa, albo najzwyczajniej nie zna się ich jeszcze.
Może wyjaśnię od razu skąd dzisiejsze skrobanie.
Nie jestem typem osoby, która bez uczucia tego, że druga strona mnie szanuje, że może stać się kimś więcej, dla samego lania i przynależności, będzie czerpać radość i spełnienie .. muszę mieć świadomość, że na "tylko Su" nie zatrzyma się relacja a jeśli "tylko", to na "aż Su".
Właściwie mam tą "przewagę" nad większością bohaterek z sieci, że ja mam kawał życia za sobą, nie jeden związek (waniliowy ale mam na myśli doświadczenie) i nie jeden partner. Naiwność wciąż jest mocno ze mną zrośnięta ale przynajmniej po chwili euforii staram się ogarnąć całość albo przynajmniej słyszeć innych, choć nie zawsze słuchać. Wynajdywanie dobrych stron i tłumaczenie zachowań, też jakoś ciągle trzyma mnie się kurczowo.
Ale obserwując młode często niedoświadczone kobiety, zaczynam się "złościć" na ich "opiekunów".
Pewnie, że każdy musi przeżyć sam swoje życie i można tylko obserwować trzymając palce, żeby nie bolało za bardzo, jak będą pękać ich bańki..
Każdy musi sam przeżyć, ale czasami mam prawo pokrzyczeć sobie głośno co myślę i jak postrzegam to co widzę. Znajomym delikatnie czasami coś próbuję powiedzieć, przyjaciele poznają moje zdanie ale zawsze staram się pamiętać, że nie przeżyję za nikogo, życia..
Relacje.
Jakiś procent dominujących uważa, że uległa jest TYLKO jego zabawką.
Owszem rozmowy, poznawanie, umiejętne prowadzenie albo raczej manipulowanie powoduje, że kobieta brnie ufnie za swoim Panem. Nie zauważa na początku, że uzależnia się mocno i często skupiona jest tylko na nim, zapominając o swoich potrzebach, które prędzej czy później odezwą się z dużą mocą.
Zapomina o własnym zdaniu w codzienności, o tym, że ma się szanować.
Ona traktować zaczyna relację coraz bardziej emocjonalnie. On staje się dla niej kimś niemalże boskim.
Często kimś, kto zwraca uwagę, daje poczucie, że jest dla kogoś ważna, że ktoś zauważa jej wnętrze.
I owszem zauważa.
Dominujący zawsze ma w sobie coś z psychologa.
Zauważa ale też zbyt często nie przypomina takiej dzierlatce, że jest tylko jego zabawką i ma nie liczyć na nic więcej, niż sesje. Właściwie wolny domin, nie zna swojej przyszłości, nie ma zobowiązań, więc stać się może różnie.
Bardziej myślę o sytuacjach, kiedy jest jedna ze stron ze zobowiązaniami, których nie można, czy nie chce się zmieniać a natura ludzka, potrafi płatać figle i chować gdzieś głęboko rozsądek.
Razi mnie tak bardzo jak młodziutka dziewczyna, jest prowadzona, przez dojrzałego mężczyznę, który pozwala jej się uzależnić, zakochać, nie przypomina, że jest postawiona granica...
Razi jak pozwala, żeby świat postrzegał dziewczę jako nieszanującą się naiwną..itd itp...
Razi, kiedy wykorzystując władzę, nie myśli o przyszłości podopiecznej, nie czyni jej silną wobec otaczającego świata, nie uświadamia, że uległą jest tylko dla niego a wobec reszty ma nosić wysoko podniesioną głowę..
Pewnie, że w każdej relacji są różne etapy.
Chyba najbardziej dla postronnych jest widoczny ten etap, kiedy świata się nie widzi poza Panem, kiedy chce się tylko piać peany na jego cześć (tak, taki też mam za sobą), kiedy wciąż nie schodzi się na ziemię, żeby złapać równowagę pomiędzy służeniem, należeniem a świadomą samorealizacją.
Przychodzi moment, kiedy relacja jeszcze egzystuje, domin już się rozgląda za nową zabawką, powoli zostawiając dotychczasową pod byle pretekstem, z przeświadczeniem, że to ona jest winna, temu że się rozsypało, że nie jest wartościową kobietą, że szacunek jej się nie należy..
I wiem, że nie ma silnych, żeby ustrzec dziewczyny przed takimi masterami...
Ale nieustannie szlag mnie trafia jak duuużo starszy facet tak bezczelnie wykorzystuje, zostawiając skorupkę, zamiast ukształtowanej, świadomej siebie uległej..
Równolatkowie mają większe szanse na spostrzeżenie nieprawidłowości. Przy dużej różnicy, podświadomie postrzega się mężczyznę jako mądrego i doświadczonego przewodnika.
...................
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Minął już rok.....
Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….
-
Czasami przepełniające mnie uczucia muszą znaleźć ujście. Zapytałam czy mogę i dostałam pozwolenie od Pana, żeby kiedy najdzie mnie ...
-
Goreańską niewolnicą… Zupełnie subiektywnie. Moje przemyślenia i obserwacje z punktu osoby, która coraz mocniej czuje(wie) jakie miejsce był...
-
Wczoraj po przeczytaniu kolejnych stronic w Bibliotece zadałam pytanie…
Aż chce się napisać "polać jej, mądrze gada" ;)
OdpowiedzUsuńA tak poważnie ponieważ mam za sobą taką relację o jakiej pisałaś (na szczęście krótką) to teraz ciężko mi patrzeć jak dziewczyny tak się spalaja... no ale czasem słowa nie docierają, a nie każda ma takie szczęście, żeby po tak chorej relacji trafić na dobrego, dojrzałego i troskliwego Pana... akurat dziś miałam o tym z Panem rozmowę...
W obu relacjach moich klimatycznych, w których byłam, była duża różnica wieku. W pierwszej 20, w drugiej 15 lat. I byliśmy świetnie dobrani i zgrani. Bo dojrzałość to nie tylko metryczka, choć nie twierdzę, że wiek nie ma znaczenia. Ale wiek, to jedna z welu ważnych składowych. Znam czterdziestolatkę o mentalności dwunastolatki i dwudziestokilkulatkę, która mądrością życiową dorównuje mojej ukochanej babci... Ważna jest inteligencja, podejście, poglądy. Zwłaszcza w relacji. Uważam, że relacje z dużą różnicą wieku nie zawsze są skazane na straty, choć na pewno są inne, wymagają dojrzałości obu stron. Ale zawsze też będą młode naiwne i starzy wykorzystywacze... Niestety.
OdpowiedzUsuńMoże źle zabrzmiało. Ja nie mam nic przeciwko różnicy wieku. Razi mnie tylko, jak różnica jest wykorzystywana przez mężczyznę w niewłaściwy sposób.
Usuń