Uzależnienie uległej...

Uzależnienie.. a właściwie dwa jego oblicza..

Uzależnienie od Dominującego z którym się jest w relacji nie dziwi nikogo kto ma czy miał do czynienia z klimatem..

Pierwsze, te w którym ja w tej chwili się zagłębiam oparte jest na zrozumieniu, rozmowach, dużym poczuciu bezpieczeństwa, zaufaniu i przeświadczeniu, że nie szukając zostałam znaleziona przez Kogoś, Kogo mądre prowadzenie jest takie, że nie zastanawiam się nad tym co zastanę po drodze tylko z każdym dniem nabieram pewności, że chce za Panem podążać wszędzie z ufnością..

Czuję się tak bardzo na miejscu jak nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek się poczuję i staram się łapać chwile nie myśląc o tym, co będzie w przyszłości. Jest tu i teraz.

Wiem, że kiedyś po zakończeniu będziemy w kontakcie, bo należy do tych Dominujących, którzy ponoszą odpowiedzialność „za to, co oswoili”

Tym razem wpis nie do końca ma być o moim uzależnieniu tylko o innej jego stronie, tej drugiej. Sprowokowany został rozmowami z Majką M i jeszcze jedną osobą i to One spowodowały ten kolejny temat i mam nadzieję, że może jakiś procent Dominujących spojrzy na problem, pochyli głowę nad tym i zrozumie jak bardzo krzywdzi osoby, które wcześniej beztrosko (wolę myśleć, że beztrosko a nie z premedytacją) uzależnili od siebie w tak wielkim stopniu. Oczywiście mam na myśli uzależnienie uległej dla której klimat nie jest zabawą a stanowi jakąś część życia.

I nie ma dużego znaczenia czy relacja opierała się o realność czy była czysto wirtualna. Czym dalej, czym głębiej prawie każda z nas otwiera się coraz bardziej, obiera z ochronnych warstw, zaczyna ufać i czuje się coraz bardziej bezpieczna. Jest podatna na manipulację, bo przecież to jej Pan i nic złego stać się u jego boku nie może…..

A może i dzieje się zbyt często.

Uległe są traktowane jak zużyte śmieci wyrzucone w miejscu gdzie nie mają żadnej pomocy. Jeśli mają znajomych wśród klimatycznych osób mają odrobinkę szczęścia, ale jeśli oprócz pana, reszta to zwykli znajomi niemający pojęcia o jej drugiej naturze? Tacy mogą, co najwyżej wysłać do psychiatry, litować się, że głupia, że pozwoliła komuś tak się sponiewierać… Żadna z tych waniliowych osób nie ma pojęcia, czym powinna być relacja, jakie odczucia daje, jakie emocje i ile siły i spełnienia. Na nieszczęście większość tzw. panów też nie zdaje sobie sprawy, czym powinna być opieka nad uległą, jakie to jest uzależnienie, co dzieje się w jej głowie i jaki dar dostają w swoje posiadanie, mogąc lepić i tworzyć coś dla siebie (tak. Spełnienie, korzyści są po obu stronach, ale oddając władzę i decyzyjność w jakiś sferach życia, robimy się bezbronne na późniejsze „uderzenia”).

Otwieranie się przed Dominującym, w momencie, kiedy jesteśmy narażone na brak uwagi (nie mam na myśli kary, która ma na celu wymuszenie konkretnego zachowania-choć dla mnie byłaby okrutna a nie edukacyjna, to jednak takie kary też istnieją), kiedy zwalana na su jest wina za wszystkie błędy i niepowodzenia Przewodnika, kiedy jej psychika jest zeszmacana… kobieta zaczyna czuć się nikim, zaczyna wierzyć, że jest winna wszystkiemu, nie umie znaleźć miejsca, zaczyna wierzyć, że nie zasługuje na szacunek i on się jej nie należy od nikogo..na jakiś czas przestaje szanować siebie…

Nie rozumiem mężczyzn, którzy znudzeni już kobietą, która oddała im wszystko, zwalają winę na su za koniec i zamykają drzwi za sobą zamiast pomóc wyjść z tej matni w którą zostanie wpędzona.

Prawdziwy Dominujący nie musi się dowartościowywać osobą uległej, bo tak robią tylko tacy, którym brak jest w życiu poczucia własnej wartości, nieudacznicy, pantoflarze, którzy w domu chodzą na palcach przy żonie i wyżywają się potem na nieświadomej kobiecie, grając swoją rolę i oszukując często pomijając fakt, że mają swoje zobowiązania a wyznaczone godziny i dni kontaktu to norma, żeby su znała zwoje miejsce.

Przy rozstaniu zwalanie winy na słabszą stronę, bo robiła wszystko źle. To jakimi byliście panami skoro wasza podopieczna nie nauczyła się jak was zadowolić? Skoro nie poświęciliście czas na poznanie jej jako osoby, co ją cieszy, co smuci, co motywuje a co stopuje? Skoro nie nauczyliście się jak ją bezpiecznie poprowadzić waszą wspólną drogą?

Wcześniej wchodząc w głowę tak bardzo, zmieniając po drodze sposób patrzenia uległej, ingerując w przyzwyczajenie, sposób myślenia. Próbują przejąć pełną kontrolę. Prowadząc tak, że każde własne niepowodzenie czy potknięcie staje się winą tejże a manipulacja jest tak silna, że dziewczyny wierzą w to, że wszystkiemu są winne.

Przecież prowadzenie własnej podopiecznej to również odpowiedzialność. Odpowiedzialność za jej psychikę. Skoro panowie żądacie tak wiele to uczciwym by było zastanowić się nad konsekwencjami milczenia odpychania, wmawiania że są nic niewartymi stworzeniami, które mają zaszczyt służyć wam właśnie…

Czemu tak mało z was zadaje  pytania-zwykłe słowa np. „ jak minął twój dzień, jak się czujesz”, niby niewiele a tak duże ma znaczenie… 

Cena oddania nie jest nigdy zbyt duże jeśli w zamian otrzymujemy to czego potrzebujemy. Poczucie przynależności, właściwego miejsca, radości z oddania, spełniania poleceń lub ich wyprzedzania… Można być wszystkim, przyjąć każdą rolę jeśli w codzienności czujemy, że nie jesteśmy „tylko” rzeczą ale też szanowaną kobietą.

Kiedyś od kogoś dobrze znanego usłyszałam, że wirtualna tresura nie krzywdzi uległej przecież… takiej bzdury nie słyszałam nigdy wcześniej. Zakładając, że to nie zabawa na jeden wieczór ( a nie była, bo trwała miesiącami), powoduje równie silne uzależnienie. Stałe pory meldunków, kamerki, zdjęcia, określone zachowania.. też powodują podobny bałagan w głowie..  Jednemu z Panów chyba dałam radę wytłumaczyć, drugi… przykro było mi słyszeć za kogo uważał su.. dziwiąc się później, że ona szukała kontaktu bo tym jak zakończył tą znajomość..

Równowaga między dawaniem a otrzymywaniem powinna być zawsze zachowana ale żeby być mogła Dominujący powinien pamiętać, że od momentu kiedy poważnie traktująca klimat osoba schyli głowę, cała odpowiedzialność za jej psychikę spada na niego…

Konsekwencje po zakończeniu relacji są właściwie podobne zawsze, czym więcej i mocniejsze bodźce dostawaliśmy tym bardziej i mocniej odczuwane były emocje, więcej czerpania z tego czegoś szczególnego i niedostępnego gdzie indziej , ale gdy nadchodzi koniec też cierpi się dużo bardziej niż po rozstaniu w nieklimatycznym związku.

Jak ważna wtedy jest  wiedza, że nie jest się śmieciem wyrzuconym na bruk, że można mieć jeszcze przez jakiś czas oparcie w kimś kto stał się tak cholernie ważny. Że jest czas na posklejanie kawałeczków i ruszenie do przodu…

Bo tu rozpada się każda właściwie uległa, w różnych stopniach bo różne są przyczyny zakończenia związku ale nie słyszałam jeszcze, żeby któraś z nas potrafiła zamknąć drzwi na klucz i bezboleśnie ruszyła dalej…

Może warto jeśli mężczyzna uważający się za dominującego, chce pobawić się w pana, pomyśleć również o konsekwencjach i wziąć na siebie odpowiedzialność za to co mają zamiar stworzyć. Dowartościować tylko można się w zupełnie inny sposób. Nie krzywdząc i niszcząc innych po drodze..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Minął już rok.....

 Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….