Wczoraj był dzień przerwy. Pan pojechał do rodziców a to
znaczna odległość od mojego domku.
Wrócił dopiero rano.
Ech…
Z jednej strony dobrze bo sama wróciłam po długim wyjeździe
dzień przed Jego przyjazdem i mam co robić .. dobrze bo muszę przemyśleć wczorajszą noc i
uspokoić emocje, ale co innego jednak jak Pan jest w obcym kraju a co innego
jak tu gdzieś mimo, że daleko to blisko.
Tęskni się inaczej
Wspólne zakupy, posiłki, jak Pan się kręci naprawiając to co
wymaga pilnej naprawy (pilnej tylko, nie powiedziałam o wszystkim, żeby miał
szansę odpocząć ), montując to co zwierzątko sobie wymarzyło.
Jeszcze zakupy większe bo jutro czas rozstania już nadejdzie
a przecież autka teraz na stanie nie ma…
A w mojej głowie cały dzień jeszcze myśli krążą:
Bo może znowu związane będę miała piersi ? Boli ale lubię
patrzeć (oki, zerkać ukradkiem) jak to robi. I lubię to uczucie kiedy ból
przestaje już być bólem.
A może będzie czas na coś nowego ?
Hmm.. pupy nie miałam szykować. To nie to
Właściwie to „coś nowego” wystarczy bo zastanawianie się powoduje
niepotrzebną panikę. Nieznane bywa straszne dokąd nie zmieni statusu na poznane.
Idziemy już spać.
Lubię zasypiać tak oznaczona, kiedy czuję w sobie nasienie a
na sobie inne ślady, które przez kilka dni mam nadzieję będą jeszcze
przypominać mi dotyk i całą resztę..
Lubię czuć, nawet jeśli jest troszkę dyskomfortu np. przy
siadaniu, ale daje mi to takie namacalne wspomnienie spotkania..
Rano jedziemy na lotnisko.
Trzeba wstać bladym świtem ale co to ma za znaczenie nawet
dla takiego śpiocha jakim jestem ?
Jeszcze półtorej godziny razem.
Będę dzielnie starać się nie płakać….
I znowu czekanie, rozmowy, pisanie i liczenie dni do
kolejnego przyjazdu…
Było by to bardzo trudne technicznie ale coraz częściej
myślę o tym, że powinnam znaleźć pracę tam gdzie ją ma Pan…
Marzenia…
Lubię marzyć …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz