Pada polecenie o podaniu obroży.
Podaję.
Gdy już jest zapięta na szyi z ust Pana padają słowa:
"A dziś moja su będzie grzecznie się uczyć chodzenia na smyczy.
Oczywiście rusza wyobraźnia bo jak by inaczej być mogło przy nowym zadaniu...
W
głowie od razu myśli.
No jak?
Mamy tylko mały dywan.
Nie dam rady.
Będę
poruszać się w żółwim tempie..
Przecież wie że po kontuzjach to bardzo trudne
jest..
Ale
nic.
Grzecznie klękam bo tak ręka Pana pokazuje .
Słysze ze zaraz nie usiądę na
tyłku jak ta mina nie zniknie.
Zniknęła...
Zapięcie smyczki i pierwsze kroki ( na czterech to kroki?).
Powolutku bo przecież
wie..skręcamy na dywan i tu już żwawiej choć prawie w kolko żebym była na dywanie (i jak Go nie kochać? :) ).
Polecenie
i siadam przy nodze..
mrr..lubię siedzieć przy Jego nodze a najbardziej jak coś oglądamy i ręka Władzy się nudzi i mnie głaszcze..
Słysze.
Na dziś wystarczy.
Grzeczna
su...
To
była chwila bo byliśmy ograniczeni czasem a później już bez obroży przytulenie i
rozmowy i codzienność która z Nim jest taka na miejscu..
Piep..
odległość
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz