Spokój...

Nawet jeśli jest intensywnie, nawet jeśli dużo się dzieje to i tak paradoksalnie mi osobiście klimatyczne relacje dawały poczucie spokoju..

Nie mówię o tych chwilach kiedy wszystko było „bardziej”, „mocniej”, „szybciej”, tylko o tym czasie kiedy codzienne życie wystawiało na próbę..

Mając trzy tygodnie wolnego, wśród zupełnie (przynajmniej w części, którą poznałam) nieklimatycznych osób, bez rozmów z przyjaciółmi, z ukradkowym tylko zerkaniem na discorda, z mocno wypełnionym czasem…. Nagle przy kolejnej eskapadzie z nowo poznanymi kobietami, w momencie kiedy moja cierpliwość była wystawiona na dużą próbę, dotarło do mnie, że niezależnie czy był to Pan, czy Opiekun, po odnalezieniu swojego klimatycznego miejsca… czuję dużo większy spokój, opanowanie (heh, nie twierdzę, że kiedykolwiek zagości u mnie w stu procentach :D), wyrozumiałość i cierpliwość do otoczenia.

Może rozwinę kogo uważam za Opiekuna bo ostatnio usłyszałam dość dziwną definicję.

Dla mnie to ktoś, kto nawet będąc daleko, daje wsparcie, poradzi, potrafi popchnąć we właściwą stronę chroniąc przed wplątaniem się w coś głupiego… Odpowie na pytanie, rozwieje wątpliwości, jest blisko kiedy jest taka potrzeba nawet jeśli fizycznie jest daleko.

Wracając do spokoju.. łączy się z większym opanowaniem, większą radością z życia, uśmiechem…

Taki skutek uboczny jeśli jest się przy boku Kogoś komu pozwalamy się prowadzić i wspierać….





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Minął już rok.....

 Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….