Są takie dni….

Nie znoszę takich dni, dołków, które wtedy powstają  i niemocy aby z nich wydostać się … 

Wszyscy i wszystko drażni, strach przed poproszeniem o pomoc osoby, która by mogła pomóc jest zbyt wielki, bo jedno małe „nie” w takim momencie powoduje rozbicie na drobne kawałeczki i dłużej trwa zbieranie ich do kupy…i zawsze wtedy może jakiś kolejny fragmencik się zagubić..

Przyjaciele, mimo, że mam szczęście mieć ich wokół siebie, nie są w stanie mimo szczerych chęci pomóc w takim momencie………

Toksyczna praca, oszustwa przełożonych, wypowiedzenie którego nie chcą uznać… rozmowy o pracę, gdzie wymagania są wielkie ale płaca nie wyższa od minimalnej.. Rany… jak czasami trudno być silną, kiedy nie ma wsparcia choćby z daleka…

Mogę się buntować, mogę uważać, że dam radę ale w takich jak dziś momentach tak mocno odczuwam brak Przewodnika w moim życiu… kurczę to troszkę wygląda tak,  jak by skoro choć raz się spróbowało i odnalazło w tym świecie, to jest się naznaczonym już na zawsze…  Zwyczajnie nie daje się rady…

Nie znoszę takiego stanu i całe szczęście nie jest to zjawisko zbyt częste bo wtedy najłatwiej dać słowo komuś, kto nie wart jest tego aby poprowadzić….

Momenty, kiedy przez głowę przelatują myśli, że może chce się zbyt wiele? Choć wcale wiele to nie jest..

Ostatnio rozmawiając z Przyjacielem z bardzo długim klimatycznym stażem, gdzie wszystko trwa od ponad 30 już lat i są oboje szczęśliwi, spełnieni i na swoim miejscu, czytając też wpis Orji https://niewolnica-orja.blogspot.com/2021/10/gdzie-konczy-sie-klimat.html?zx=416ed1bfbf6e85b9 umocniłam się w tym, że można tak jak ja bym chciała żyć…

Nic. Jutro wróci optymizm albo będzie już w połowie drogi… dziś jeszcze pokręcę się szukając drogi, którą najłagodniej uda mi się wygrzebać na powierzchnię….



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Minął już rok.....

 Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….