Przywrócona wiara

 Bo punkt widzenia tak bardzo zależny jest od punktu siedzenie (leżenia również ;) )

Kolejny długi pobyt w domu i czas.. mnóstwo czasu. Paradoksalnie w moim przypadku porobiło się tak, że czas nie na wszystko daje mi czas ;) A jednak...

Rozmowy…

Jeden szczególny rozmówca… i dużo rozmów pisanych, telefonicznych… Ktoś kto przywraca moją wiarę w to, że nie wymyśliłam sobie „królewicza z bajki”, tylko, że są tacy Dominujący mężczyźni na tym świecie ;)

I nie. Nie wiem czy będzie ciąg dalszy, czy coś więcej się zadzieje.

To zupełnie nie ten etap mimo że znajomość nie zaczęła się wczoraj.

Bardziej mi chodzi o podsumowanie tych kilku lat, kiedy coś nie umiało się zazębić i wcale nie czułam, że to moja wina, choć był moment zwątpienia. No ale jak nie wątpić jeśli np. mężczyzna, którego uważa się niemalże za guru w różnych klimatycznych kwestiach okazuje się inną osobą? Nie potrafiącą dać jasnego przekazu co oferuje i czego oczekuje? Nie próbuję nikogo oczerniać bo mimo wszystko tych kilka tygodni kiedy czułam się tak jak czułam warte było późniejszego zdziwienia i... bólu(?) Było warte choćby po to, żeby przypomnieć sobie jakich kolorów nabiera świat kiedy świeci dla nas słońce. Lub inny, którego deklaracje i obietnice były nic niewartymi słowami rzucanymi na wiatr.

Wracając do Tego szczególnego. Potrafimy gadać godzinami o wszystkim i o niczym. Często po skończonej rozmowie łapię się na tym, że jestem uważnie słuchana nawet podczas radosnej paplaniny, kiedy w następnej rozmowie pamięta to co jest ważne w jakiś sposób. Słuchana a nie tylko słyszana.

Spokojne, zrównoważone podejście z delikatnym czasami zaznaczeniem, kto jaką rolę może pełnić w przyszłości, z niezauważalnym, naturalnym przywoływaniem do pionu. Ktoś kto nie musi się dowartościowywać kimś innym, bo dominacja jest Jego drugą skórą i jest tego świadomy w pełni.

Znajomość ta pokazuje, że są mężczyźni, którzy dominację i uległość widzą w podobny sposób jak ja ją widzę. I nie. Tu wcale nie chodzi o definicję ale o całokształt (oki, nie całokształt).

Coś drgnęło we mnie i zaczynam sobie pozwalać na myśl, że jednak można się odważyć raz jeszcze. 

I nie. Mimo, że w moim rozmówcy widzę niemal ideał Dominującego(oki. Ideał ale jest jedno ale) to nic nie planuję i planować nie chcę (dobrze. Z tym chceniem to nie do końca prawda ale staram się kierować rozsądkiem). Może zdecydujemy, że zostajemy na tym etapie znajomości … może… a może warto czuć się spełnioną w relacji o której z góry wiadomo, że skończyć się kiedyś będzie musiała?

Kurczę. Tak bardzo nie lubię być rozsądna, kiedy cała reszta woła wejdź zamocz nogi nie ważne jest co będzie potem… żyj, czuj, dawaj i bierz...








2 komentarze:

Minął już rok.....

 Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….