Spotkanie

 Tak mało brakowało, żebym zaprzepaściła to co miało się zacząć..  

Priorytetem w pewnym momencie stało się ratowanie, kogoś kogo nazywałam przyjacielem i mimo ostrzegających słów wokoło, nie słuchałam że on akurat nie zasługuje już na moją pomoc…  nie wiem i teraz nie chcę już analizować ale potrzebny mi był ten kubeł zimnej wody, bo łatwowierność i naiwność powinna mieć swoje granice a u mnie zbyt często te granice  są z gumy...

Mogłam stracić tak wiele, bo większość mężczyzn nie chciałaby czekać tylko dlatego, że kobieta chce ratować kogoś, zapraszając do siebie na dni kilka lub kilkanaście…. Czekanie na Jego reakcję po przekazaniu informacji jakie mam zamiary i tego co chcę zrobić było czymś bardzo mocno stresującym i dawno tak się nie bałam.. Bałam się, że właśnie tracę to co jeszcze do końca się nie zaczęło.. Tracę dla kłamcy, który wcześniej już mnie skrzywdził ale swoim zwyczajem nie chciałam tego pamiętać. Byłaby to podwójna porażka, jeszcze bardziej bolesna. Stracić Kogoś ważnego dla osoby z którą żadnych planów na przyszłość nie było i być nie mogło przecież po tylu latach niedopowiedzeń...

Ale jak mam nie wierzyć w moją szczęśliwą gwiazdę kiedy mój Pan (już mój) , umiał podejść do tego ze spokojem (przynajmniej pozornym) i dał mi czas na pozałatwianie spraw, zgadzając się, że pomaganie bliskim (wydawało mi się że bliskim) jest ważne. 

Dał czas mimo że to kolejne spotkania miały nie dość  do skutku z mojej winy… 

Jeśli wcześniej Jego spokojem, osobowością, podejściem do codzienności nie byłabym już zauroczona to teraz wpadłam po uszy a może i głębiej :)

Jest przeciwieństwem wszystkich spotkanych na mojej drodze Dominujących…

Wszystko jest inne, nowe, świeże… zupełnie nowa opowieść do napisania na zupełnie innych zasadach...


Nadszedł ten dzień.

Spotkanie. 

Poprzedzone kilkoma dniami z ograniczonym kontaktem ale Pan musiał rozłożyć zajęcia tak, żeby spokojnie móc spotkać się ze mną. Spotkanie nietypowe u mnie w domu ale przy okazji mieliśmy (lubię tą liczbę mnogą nawet jeśli się tylko przyglądam lub słucham tego co właśnie robi:)) poradzić sobie z usterką ale po tak długim czasie rozmów na każde tematy.. żadne z nas nie czuło, że to drugie jest obce.

Ranek minął piorunem, nie będę wspominać, że szafa ze mną nie współpracowała i nie mogłam zdecydować się co mam założyć na siebie :D

Pukanie… Otwieram.. Jest :) On, ten sam choć Jego głos jeszcze bardziej zajebisty otulał jeszcze szczelniej.. Gdyby w tym momencie wydał polecenie nie zastanawiałabym się z jego wykonaniem.

Ukradkowe spojrzenia, ciekawość, badanie siebie nawzajem.. :) Rozmowy wciąż luźne, śmiech, przekomarzanie… a przez głowę zaczynają przebiegać myśli niespokojne… 

Kurczę a jeśli mnie nie będzie chciał? Uklęknąć teraz czy poczekać aż pozwoli  (za szybko kiedyś opowiedziałam o wypadku dawnym i musiałam przekonać teraz, że klęczenie aby nie na twardej podłodze nie jest czymś co mi może zaszkodzić, żeby anulował zakaz)? Poczekać może jeszcze moment, żeby moja pewność czego chcę miała dwieście procent? Przestać prowokować i drażnić? Może przestanę bo będzie źle przyjęte? Wykonać polecenie wydane na razie wesołym tonem? Może jeszcze momencik…

Dostałam polecenie wydane już tym tonem, gdzie nawet przez myśl nie przeleciało, ze mogę nie posłuchać. Następne.. i jeszcze jedno… To ostatnie mogłam wykorzystać i poprosić o pozwolenie na zmienienie pozycji na klęczącą.. Chwila wahania ale mogę… Rany.. jak dawno już nie czułam czegoś tak szczególnego, kiedy poza, gesty pokazują kto jest kim w danym momencie a później już przez czas trwania relacji.. Tak bardzo na właściwym miejscu, tak mocno nakręcona seksem dawaniem i otrzymywaniem..

Żadne ze słów nie raziło. Każde było na miejscu, zresztą jak jakiekolwiek wypowiedziane tym głosem mogło by być złe?

Podczas jednego z leniwych odpoczynków zapytałam czy potwierdzenie mojego statusu zmieni coś w naszych codziennych rozmowach a po odpowiedzi, że nic nie zmieni zapytałam czy zostanie moim Panem.. i tu przeżyłam chwile grozy kiedy zanim odpowiedział wyrażając swoje wątpliwości odnośnie możliwości skrzywdzenia mnie… Wątpliwości, które zdążyłam wcześniej przerobić, zastanowić się czy tak dam radę, czy chcę, czy mogę więc byłam przygotowana na powiedzenie jak ja to widzę. 

Wystarczyło. Dobrze odrobiłam lekcję… Odrobiłam bo tym razem nie chciałam niedomówień i domysłów żadnych. Odrobiłam bo z każdym dniem coraz mocniej chciałam należeć.

Ten moment kiedy otrzymałam twierdzącą odpowiedź.. nie pamiętam kiedy czułam się tak świetnie jak bym właśnie złapała gwiazdkę spadającą z nieba.. 

Jest mi tak dobrze mimo że paradoksalne w tym wszystkim jest to, ze ta relacja jest na czas określony. Określony mimo że daty końcowej żadne z nas nie zna jeszcze. 

Dziś jest mi dobrze mimo że jeszcze kilka miesięcy temu uważałam, że nie znajdę nikogo z kim bym chciała wejść w klimatyczną relację bo zwyczajnie takich Dominujących jak w moim wyobrażeniu, nie ma..

Jest:) I mnie odnalazł:)

Czas na zapełnianie czystych kartek.

Należę i jest mi wspaniale z tym :)



3 komentarze:

  1. Oh, ale to cudowny, cudowny post pełne dobrej energii! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)) I tak masz rację. Ta energia jest teraz wszędzie wokół mnie :))

      Usuń
  2. Miło jest wiedzieć, że promieniejesz tak pozytywami. Gratuluję i życzę jeszcze więcej zaskoczeń! SM

    OdpowiedzUsuń

Minął już rok.....

 Od jakiegoś już czasu próbuję napisać ten post. I ciągle trafia do kosza, bo nie jest takim jakim chciałabym, żeby był….